Jeżeli już zabieram się za horror lub horro-dramat (psia mać) - co robię rzadko i z rozwlekłą
premetydacją - to oczekuję czegoś. Pod "czegoś" rozumiem jedno (chwała jeśli czegosiów jest
więcej) z poniższych:
1. dobre ujęcia (rec)
2. pamięciotrwały klimat (Obcy)
3. aktorskie cudka (Lśnienie - i nie chodzi o Nicholsona)
4. dobry pomysł przy minimum 1/3 takowej realizacji (Hotel Zła)
5. intrygujące (czytaj: dające do myślenia) źródło horrowego zła (Jestem legendą)
6. ciekawy dla mnie sposób prowadzenia widza (Blair Witch Project)
"Sierociniec" niczego z powyższych nie posiada. Jest nudny, pretensjonalny, sprawiający
wrażenie jakby reżyser wiedział o dobrym scenariuszu i chciał go "wygrać" na srebrnym
ekranie jak najwcześniej. Szkoda czasu - choć na plus że wiele go nie wytargali ze mnie. Nie
polecam - chyba ze do śmiechu z ocipeństwa matki, wiecznej koncepcji wycofującego sie
partnera i kulawych scen.